Szczerze współczuję mojemu bratu, który codziennie musi wstawać o szóstej rano by dojechać do pracy na wyznaczoną godzinę. Mamy wakacje, jest środek lata, a on cały czas pracuje. Jeszcze rok temu cieszył się z ostatnich wakacji w swoim życiu, a teraz jest zupełnie inaczej. W ciągu zaledwie roku Leszek wydoroślał i porzucił studenckie życie. Ze studenta Leszka stał się Leszkiem spedytorem, spedytor Zabrze. Gdyby nie znajomości naszego taty, Leszek nigdy nie dostałby tej pracy. Skończył biotechnologię, czyli kierunek zupełnie nieprzydatny w spedycji, a do tego nie miał nawet miesiąca doświadczenia w transporcie, spedycji czy logistyce.
Teraz mój brat stara się udowodnić wszystkim naokoło, że mimo załatwienia mu pracy przez ojca, jest w stanie sam ją utrzymać i osiągać w niej całkiem niezłe wyniki. Nie chce żadnej taryfy ulgowej i stara się zaskoczyć wszystkich swą świetną pracą. Z jednej strony cieszę się, że nagle w moim bracie obudził się duch walki i przetrwania, a z drugiej trochę mu współczuję. W końcu otrzymanie pracy dzięki znajomościom zobowiązuje do starania się bardziej niż inni, co jest dosyć dziwne, jako że 50% wakatów jest w dzisiejszych czasach obsadzanych dzięki znajomościom. Znalezienie zatrudnienia w prywatnej firmie jest jeszcze możliwe, ale wkręcenie się bez znajomości w jakąś publiczną fuchę graniczy niemal z cudem. Wiem coś o tym, bo w trakcie roku akademickiego pisałam esej o rynku pracy. Ciekawe, czy po skończeniu studiów mi uda się znaleźć ciekawe i satysfakcjonujące zajęcie. Może znów tata będzie musiał pociągnąć za odpowiednie sznurki?